4Results Przy kawie

Pół żartem, pół serio. Stand-up! Bawi, ale czy może czegoś nauczyć?
Rafał Sumowski

Pamiętam występ w Zabrzu. Moje imieniny, jakieś 80 osób na sali. Podczas całego występu były problemy z mikrofonem. Zepsuł się już zupełnie na ostatnie 3 minuty. Pomimo tego, był to jeden z najlepszych występów w moim życiu. To jest niezwykłe uczucie. Uwierzcie mi - gdy raz się doświadczy możliwości „porwania” publiczności, to chce się to przeżyć ponownie i ponownie. Pamiętam, że wtedy wracałem do domu jak na skrzydłach - pomimo że pociągiem.
 

A wiecie dlaczego było tak dobrze? Byłem dobrze przygotowany, kontrolowałem tekst, rozgrzałem się, zrobiłem odpowiednie ćwiczenia fizyczne i mentalne. Dzięki temu już przed wystąpieniem miałem poczucie, że ten występ będzie udany. Wszedłem z odpowiednią energią na scenę, dobrze się czułem, a publiczność świetnie na to reagowała. Na takie dobre przygotowanie składa się wiele elementów – dotyczą one nie tylko wystąpień stand-upowych, ale przemówień w ogóle. Chciałbym się tymi radami z Wami podzielić.

Kontroluj tekst

Kiedyś myślałem, że stand-up robi się bardzo spontaniczne. Bo tak to wygląda. Gość wychodzi na scenę i na bieżąco wymyśla żarciki. Dowcipy wyglądają i są podane tak, jakbyś tę historię opowiadał pierwszy raz. Mówię: „Jechałem z taksówkarzem, który…”. Wszyscy myślą, że zdarzyło się to wczoraj. O to właśnie chodzi. To brzmi naprawdę autentycznie.

Tymczasem tę kwestię mam opracowaną i powtarzam regularnie już od wielu miesięcy (co nie wyklucza, że historia jest prawdziwa). Bo prawda jest taka, że układam sobie cały tekst wcześniej i znam go na pamięć. Dzięki temu jestem spokojny. A gdy jestem wyluzowany, mam rytmiczny oddech i opanowany wyraz twarzy, to publiczność zaczyna się relaksować i również odczuwa spokój. Ludzie myślą sobie: “on jest spokojny, w jego towarzystwie mogę się zrelaksować i dobrze bawić”.

Co więcej, paradoksalnie, jeśli znam tekst, mogę lepiej improwizować. Jeśli komuś na sali rozbije się szklanka z piwem, mogę to zabawnie skomentować. I zaraz wrócić do momentu, w którym przerwałem. Gdybym nie miał tekstu dokładnie zanotowanego w pamięci, miałbym kłopot z szybkim powrotem na wyznaczone tory. Tymczasem znajomość treści daje mi spokój, luz, którego potrzebuję jako mówca.

Jako stand-uper długo przygotowuje się, pracuję nad tekstem, piszę, głośno mówię, czasem nagrywam się kamerą i analizuję video. To praca wymagająca systematyczności i nieustannego weryfikowania, konfrontowania z rzeczywistością. Poświęcam zatem 10 razy więcej czasu na przygotowanie, poprzez mówienie wystąpienia, niż trwa sam występ. Nie chodzi o przemyślenie wystąpienia, tylko o mówienie. Jak mawiał mój znajomy: „Nie trenuj gry w piłkę, grając na komputerze w FIFĘ”.

Zrezygnuj lub ogranicz slajdy: metoda 10/20/30

Jestem wrogiem prezentacji. Nie tylko dlatego, że w stand-upie praktycznie ich się nie używa (choć czasem stand-uperzy wnoszą na salę przedmioty, instrument muzyczny, czy wykorzystują mikrofon jako rekwizyt). Powodem jest to, że prezentacje odrywają uwagę od mówcy, a to zmniejsza szansą, że wystąpienie zostanie zapamiętane.

Oczywiście w wielu sytuacjach biznesowych, czy wystąpieniach na konferencjach, nie da się od prezentacji PowerPoint uciec. Jest mi bliskie podejścia Guy’a Kawasakiego – biznesmena specjalizującego się w wystąpieniach. On wielu osobom, które np. szukają finansowania dla swojego biznesu i występuje przed inwestorami, rekomenduje podejście 10/20/30. Jest to po kolei: maksymalnie (!) 10 slajdów w prezentacji, 20 minut wystąpienia, 30 – format najmniejszej czcionki w prezentacji.

Takie podejście wymusza lakoniczność prezentacji, czy ograniczenie jej do obrazów, przekazu wizualnego. Dzięki temu musimy znać tekst, nie możemy opierać się na slajdach. Oczywiście nie jest to żadna uniwersalna rada. Jeśli temat wystąpienia jest obszerny, przemawiaj przez 40 minut. Ale znaj tekst. Każdy odbiorca Twojej prezentacji umie czytać szybciej, niż Ty mówisz. Ludzie przeczytają Twój slajd i się wyłączą. Jeśli będziesz mówił zajmująco, a na slajdzie będzie mało treści lub obrazek - będą słuchać Ciebie.

Rozluźniająca siła humoru

Kiedy pracuję z członkami zarządów nad ich wystąpieniami, staram się uwrażliwić ich na to, co moim zdaniem jest w wystąpieniach najważniejsze – dystans do omawianego tematu i… siebie. Dlatego namawiam ich, aby „przekłuli balonik”, poprzez opowiedzenie przynajmniej jednego żartu – najlepiej na otwarcie przemówienia.

Moim zdaniem nie ma w przemówieniu nic lepszego niż poczucie humoru i dystans. Wzorem dla nas powinni być Anglosasi. Są najczęściej świetnie przygotowani do wystąpień publicznych. Ćwiczą bowiem prezentowanie w szkołach, przemawianie jest wpisane tam w savoir vivre i należy do kulturowego kodu.

To właśnie Amerykanie i Brytyjczycy są niezrównani w podnoszeniu energii audytorium dowcipem. Jeśli oglądaliście amerykańskie i brytyjskie edycje słynnej konferencji TEDx, to zobaczycie, że większość mówców ma przynajmniej jeden, lub kilka żartów podczas swojego krótkiego, 15-minutowego show. Podobnie w brytyjskim parlamencie – tam poważne wystąpienia są przeplatane żartami. Świat anglosaski używa humoru nawet w tradycyjnie przygnębiających sytuacjach. Przykład? Przemawiając na pogrzebie senatora Johna McCaina, niezrównany mówca, Barack Obama, opowiadał o republikaninie, wplatając w historię żarty. Śmiał się ze swoich relacji z senatorem, ale także sam z siebie. Żart sprawia, że ludzie się rozluźniają, głębiej oddychają, będą Cię lepiej słuchać.

Jakie żarty warto wpleść w wystąpienie? Na pewno nie takie w stylu „przychodzi baba do lekarza”. Najlepiej zaśmiać się z siebie - nazwać najbardziej oczywiste rzeczy w swoim wyglądzie. (fryzura, kolor skóry, coś wyjątkowego).  Przykładowo ja śmieję się z siebie, że mam wygląd everymena, “z twarzy podobny zupełnie do nikogo” – prezentuję się tak, jak mógłby wyglądać każdy. Wokół tego można stworzyć zabawny żarcik. Można nastawić się na tu i teraz i obśmiać jakąś sytuację. Na przykład: jesteś czwartym prelegentem na konferencji i po Tobie ma być przerwa, a mówisz „Proszę się nie niepokoić, teraz ja, potem jeszcze 7 prelegentów i idziemy na obiad”.

Wizualizacja i rozgrzewka

Jakiś czas przed wystąpieniem wyobrażam sobie moment wyjścia na scenę, widzę w myślach, że dobrze udaje mi się zacząć. Po części po to, żeby przeżyć to najpierw w głowie. Dzięki temu, gdy wyjdę na scenę, będę to robił już “nie pierwszy raz”. Psychologowie nazywają to wizualizacją – dla mnie to bardzo cenne narzędzie. 

Przed samym wystąpieniem się rozgrzewam. Przypomina to trochę początek lekcji WF-u z podstawówki, tyle że bez odpowiedniego stroju. Krążenia ramion, krążenia głową, kilka pompek i przysiadów. Ruch mnie odstresowuje. Takie drobne ćwiczenia przyspieszają oddech i rozluźniają mięśnie, więc na scenę mogę wejść bardziej zrelaksowany. Rozgrzewam też głos, bełkocząc coś pod nosem, warcząc, wymawiając dziwne zbitki liter. Musi to zabawnie wyglądać z zewnątrz! Ale można to robić oczywiście np. w toalecie, albo na korytarzu. 

Publiczności nie da się oszukać

Wyjście na scenę i to, jakie zrobię pierwsze wrażenie na publiczności jest bardzo ważne. Czy zjednam sobie ludzi, “kupię ich”, czy też mnie nie polubią. Podczas wystąpienia staram się łapać kontakt wzrokowy z ludźmi w pierwszych rzędach, uśmiechać się. Jeśli znam tekst, adrenalina zrobi swoje. Po prostu: nie da się oszukać publiczności. Błyskawicznie wyczuje, że nie jestem wystarczająco przygotowany i przestaną mi ufać, nie będą chcieli słuchać mojej historii. Niestety nie raz poczułem to na własnej skórze. Natomiast jestem pewny siebie, kiedy opowiadam znaną i wytrenowaną historię.

A jeśli ci nie idzie? Da się oczywiście poprawić słaby początek, „wyciągnąć występ”. Pamiętam takie momenty. Ja staram się, jak tylko mogę, a cała sala milczy (a w stand-upie, dodam, powinni się jednak śmiać). W takich chwilach chwytam się opisywanej już metody – staram się odnaleźć dystans do tej sytuacji. Np. łapię się z a głowę mówię „Słuchajcie, ale mi dziś słabo idzie!”. To „przekłuwa balonik” i daje mi szansę, by odzyskać uwagę słuchaczy. 

Przemawiania można się nauczyć. To umiejętność. W każdym wystąpieniu kluczowe jest przygotowanie i podejście do swojego wystąpienia  z dystansem. Jeśli to masz, jest duża szansa, że Twój występ zostanie zapamiętany jako inspirujący, zajmujący, zabawny. A przecież o to właśnie nam chodzi. 
 

Rafał Sumowski

Stand-uper, trener w 4Results.

Napisz do autora: rafal.sumowski@4results.pl

Pomoc redakcyjna: Kazimierz Żurek

 

Wykład Guy Kawasakiego nt. zasady 10/20/30:

Przemówienie Baracka Obamy na pogrzebie Johna McCaina: 

Wstecz